Tajwan w oczach studentki – wolontariuszki (AIESEC)
Tajwan w oczach polskiej wolontariuszki, czyli interesująca relacja studentki AIESEC z podróży do tego pięknego kraju.
Po 25 godzinach podróży, totalnie zmęczona, ale jeszcze bardziej szczęśliwa rozpoczęłam swoją 7 tygodniową przygodę z Tajwanem. Na lotnisku powitała nas grupa AIESECerów, w tym Cindy – moja buddy, z tabliczką „Welcome to Taiwan, Kasia”. Wtedy też zmęczenie i znużenie przerodziło się w uśmiech, wiedziałam, że decyzja, którą podjęłam miesiące temu o wyjeździe była najlepszą decyzję jaką mogłam podjąć.
Tego samego dnia trafiłam do rodziny tajwańskiej, gdzie spędziłam 2 tygodnie. Były to wyjątkowe tygodnie. Jedyne co wprawiało mnie w lekki dyskomfort był klimat. Parno, duszno, gorąco. Między Polską i Tajwanem jest 6 godzin różnicy. Zmiana ta niekorzystnie wpływała na mój organizm, czasem samopoczucie. Wszystko natomiast było tak inne, iż czynniki dyskomfortu nie miały żadnego, totalnie żadnego znaczenia. Niewątpliwie ciekawym zjawiskiem dla Tajwańczyków, był mój kolor włosów – blond. I w sumie kolor ten budził zaciekawienie w każdym miejscu na Tajwanie do końca mojego wolontariatu.
Poprzez taoizm, buddyzm, aż po chrześcijaństwo. Świątynie taoistyczne budzą podziw swoją kolorystyką i obrzędami. Na Tajwanie nawet książki czyta się od tyłu i do dołu. Wszystko jest możliwe! Tajwan to przede wszystkim kraj skuterów. Zdecydowanie więcej niż samochodów. Każda rodzina posiada skuter albo kilka. Każdy element Tajwanu, który odkrywałam z dnia na dzień, zaskakiwał coraz bardziej.
Najbardziej jednak urzekła mnie tajwańska natura. Piękne plaże, Pacyfik, widoki zapierające dech w piersiach. Monumentalne góry stykające się z potężnym oceanem – to widok, który powoduje ciarki na plecach. Cały Tajwan obfituje w bogatą faunę i florę. Lasy, które przypominają dżunglę, szczególnie wspominam Yangminshan National Park, Wulai oraz Green Island, gdzie wszystko jest jeszcze takie dzikie i egzotyczne. Do tego wszechobecne gorące źródła, które są na pewno dochodową dziedziną tajwańskiej gospodarki.
Celem mojego wolontariatu było nauczanie języka angielskiego Aborygeńskie dzieci na południu Tajwanu. Wtedy też przekroczyłam Zwrotnik Raka. Okazało się, że jest ono biedniejsze od północy, często pomijane przez rząd. Okazało się również, iż jest to część Tajwanu z bogatą kulturą, kulturą Aborygenów, którzy zasiedlili Tajwan jeszcze przed Chińczykami. W tym momencie zostało kilkanaście ludów, którzy posługują się własnym językiem, mają swoje barwy, swoje zwyczaje, ubrania.
Na południu odbyliśmy 4-dniowy obóz. Początki były trudne, gdyż dzieci nie posługiwały się językiem angielskim, natomiast kolejne dni przyniosły owocne rezultaty. Zadowolenie dzieci, uśmiechy na ich twarzach… tak to było to, po co tutaj przyjechałam. Cieszę się, że dla takiego tajwańskiego dzieciaczka byłam czymś nowym, zaskakującym, że byłam dla niego być może zmianą… Podczas campu miałam bardzo dużo przemyśleń. Jest to bardzo niewiarygodne doświadczenie dla mnie. Lubię wyzwania i sytuacje, które chwytają mnie za serce. Jeśli coś porusza moją duszę tak głęboko, to znaczy ze było warto…
Po campie trafiłam na dalszą część wolontariatu do book house. Instytucja, która zajmuje się Aborygeńskimi dziećmi, często z rozbitych rodzin. Dostarczają im dodatkową edukację, rozrywkę. Moim zadaniem było prowadzenie lekcji angielskiego.
Początki były trudne, gdyż dzieci totalnie nie znały angielskiego, niektóre nawet literek. Z każdym dniem natomiast robiły postępy, a ja też starałam się w jak najbardziej ciekawy sposób przekazywać im wiedzę. Zaczęłam im rysować, a rysować nie powinnam, zaczęłam śpiewać, a śpiewać nie powinnam. Aborygeni nieco różnią się od reszty społeczeństwa. Są ciemniejsi, większej budowy, inne rysy twarzy. Jednak wciąż tak samo są przyjaźni. Codziennie dojeżdżałam do pracy rowerem.
Ze względu na klimat i niekorzystny teren było to dość ciężkie, ale dzięki temu mogłam obserwować codziennie życie ulicy, po której zmierzałam do mojego book house’a. Ostatni tydzień wolontariatu był bardzo obfity w refleksje. Myślałam o chwilach, które tutaj spędziłam, o momentach, kiedy bardzo tęskniłam za bliskimi, za wszystkim co znane, myślałam o tym, czego tutaj się nauczyłam.
Zdecydowanie było to 7 wyjątkowych tygodni w moim życiu, każdy dzień przynosił zaskoczenie, ciekawość. Bardzo wiele dowiedziałam się o Chińczykach, Tajwanie, Aborygenach, różnic jakie dzielą ludzi na całym świecie, chociażby biorąc pod uwagę mentalność czy zachowanie. Jest to niewątpliwie ogromny bagaż doświadczeń, przede wszystkim życie z Aborygenami, gdzie wszystko jest tutaj jeszcze takie pozbawione nowoczesności, a prawdziwą cywilizację czerpią z Internetu bądź czasem jest niesiona na plecach turystów, którzy zdecydowali się odwiedzić ten jakże wielowymiarowy kraj.
Rezerwuj przez internet
Dojazd: bilety lotnicze bilety autokarowe bilety na rejs
Noclegi i wczasy: hotele hostele prywatne kwatery wczasy i wycieczki
Na miejscu: wynajem auta transfery z lotniska zwiedzanie z autobusu
Jeszcze więcej dowiedziałam się o sobie… jest to wartość dodana, dla której w zasadzie zdecydowałam się na wyjazd na wolontariat AIESEC i do tego na drugi koniec świata. Tajwan będzie wyjątkowym miejscem na mapie, do którego będę wracać myślami i niejednokrotnie łza zakręci się w oku.
Podziękowania za artykuł od PlanyNaWakacje.pl dla: Kasi Kmiecik
Mapa: Tajwan
(+/- powiększ lub zmniejsz mapę)